W latach dziewięćdziesiątych i wcześniej zebrani w salach maturzyści stwierdzali zgodność zalakowanych pytań maturalnych otwieranych przy nich przez dyrektora szkoły. Następnie zagadnienia do matury pisemnej przepisywano na tablicy i wśród ciszy ław na środek występował polonista. W kilku zdaniach interpretował wszystkie tematy i sugerował, jakie stawiają wymagania, przypominał, że najważniejsze jest pisać na temat i pod żadnym względem nie można o nim zapominać. Członkowie komisji maturalnej chodzili pomiędzy ławkami pilnując porządku, wprowadzając tym samym pozory samodzielności uczniów.
W końcu lat dziewięćdziesiątych pojawiła się dla uczniów możliwość pisania analizy i interpretacji wiersza. Natomiast komisja maturalna zasiadła w "areszcie domowym" przy stołach z nakazem administracji egzaminu, a nie pilnowania i chodzenia pomiędzy ławkami. Te przemarsze rozstrajały nerwowo uczniów. Matura w owym czasie przeistoczyła się w konkurs na najlepsze i najbardziej zmyślne ściągi. W istocie, była pośmiewiskiem i zupełnie demoralizowała młodzież. Zdarzało się kilka prac ściągniętych z tej samej ściągi, same wspomnienia są bolesne, ale że nikogo za rękę się nie złapało na ściąganiu, więc stawiano oceny pozytywne. Apogeum ściągania następowało jednak podczas matury pisemnej z matematyki. Tam ściągi "latały" po sali jak stada much... W tej sytuacji środowisko szkolne, głównie nauczyciele oczekiwali konkretnych zmian w kwestii matur. Prace nad nowym obliczem matury trwały od połowy lat dziewięćdziesiątych, a może i wcześniej.
Od czterech lat egzamin maturalny przybrał nowe formy, bardziej wyrównuje szanse i przede wszystkim wymagania stawiane młodzieży w całym kraju. Unifikacja form i zasad była bardzo potrzebna. Ale nowy typ matury formalnie i merytorycznie nie ma samych zalet, a szkoda, wielka szkoda. Poloniści liczyli na więcej pozytywów. Oczywiście oceny mogą być subiektywne, lecz każda może być jakimś przyczynkiem do dalszego udoskonalania systemu. Bo warto.
(...)
Roman Rzadkowski |